Wysokie 22, Kraków. Witaj na kanale Kierunek Jezus! Bóg bowiem tak pokochał świat, że dał swojego Jedynego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął ale miał życie wieczne | Ewangelia Jana 3,16. Bóg zaś daje dowód swej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł | List do
Nazywam się Magda Myczko. Jestem „człowiekiem internetu”. Wystarczy, że w google wpiszesz moje imię i nazwisko i zobaczysz moje „osiągnięcia”. Nie chcę być anonimowa, chcę wyrazić całą Prawdę ponieważ czuję, że nadeszła pora, aby odkryć się przed ludźmi i powiedzieć prawdę o sobie. We wrześniu 2009 roku dostałam łaskę od Pana, dzięki której nawróciłam się. Chcę opowiedzieć historię przed moim nawróceniem, aby przestrzec wszystkie osoby, co będzie ich czekało, jeśli zerwą relację z Bogiem. Urodziłam się w rodzinie, w której tato nie chodził do kościoła, a mama zmuszała mnie, moją siostrę i brata do chodzenia do kościoła na niedzielne nabożeństwa. Bardzo mnie to denerwowało, powiem więcej byłam oburzona tym, że muszę chodzić do kościoła, a tato zostawał w domu i oglądał swoje ulubione filmy. Zresztą tato tak postępuje do dzisiaj i modlę się za niego, aby w końcu pojednał się z naszym Panem. W kościele zawsze czułam się źle, odkąd pamiętam to przed komunią robiło mi się niedobrze, mdlałam, stawałam się głucha i chciałam tylko uciec do domu. Bałam się. Pewnego razu, kiedy miałam 19 lat związałam się ze starszym o 20 lat mężczyzną, żonatym, który był ateistą. Taki człowiek bardzo mi wtedy imponował i chłonęłam każde jego słowo i przede wszystkim jego fałszywą filozofię życiową. Aż pewnego dnia zbuntowałam się i powiedziałam mamie, że nie będę chodzić do kościoła. To był najgorszy moment w moim życiu bo zerwałam relację z Bogiem i przez następne 10 lat powoli umierałam. Cały czas szukałam miłości w obcych ludziach, głównie starszych mężczyznach, nieświadomie szukając w nich ojcowskiej miłości, której nigdy nie otrzymałam, ale za to byłam przez nich perfekcyjnie wykorzystywana. Z jednym mam dziecko. Wspaniałą córkę. Bóstwem dla mnie był seks. Alkohol i pieniądze. Myślałam, ze na tym życie polega. Szukałam miłości również w Internecie. Ach! Jak to banalnie brzmi, ale tak właśnie było. Dzisiaj wiem, że błędnie lokowałam swoje uczucia, bardziej ufałam grzesznym ludziom, niż Jezusowi, a tylko On mógł dać mi miłość. I dał. Ciągle daje, nie żałuje dla mnie swej Miłości ani trochę. Tak bardzo Go kocham, że nauczył i wciąż uczy mnie kochać. Jeszcze w liceum dostała mi się do rąk książka o pracy nad własną podświadomością. Zaczęłam pracować nad swoją podświadomością, żądając dla siebie dużo pieniędzy bo myślałam, że jeśli będę bogata to będę mogła sobie kupić wszystko – nawet miłość. Praca z podświadomością pociągnęła mnie do badania głębiej tematu. Kupiłam sobie pierścień atlantów i wytrwale go nosiłam. Ale było mi mało i kupiłam krzyż atlantów. zaczęło coś się dziać w moim życiu. Temat Boga, kościoła, księży, zakonnic drażnił mnie i tylko potęgował mój gniew. Gniew to mało powiedziane, zaczęłam nienawidzić każdego, kto kochał Boga. Ale w głębi siebie wciąż szukałam miłości, bardzo chciałam, aby ktoś mnie w końcu pokochał. Bardzo chciałam kochać kogoś. Ale tak bardzo nienawidziłam siebie za to, ze nie jestem idealna. Starałam się być perfekcyjna we wszystkim co robiłam. Z taką motywacją założyłam swoją firmę. Perfekcyjną. Ale tylko na zewnątrz. W środku zgniłą i śmierdzącą. Zaczęłam szkolić innych i sama jeździłam na szkolenia z hipnozy, programowania neurolingwistycznego (tzw. NLP), rozwoju osobistego i prawa przyciągania. Kupiłam karty tarota, tuzin talizmanów i kamieni Szczęścia, myśląc, że właśnie to przynosi szczęście. Nie wiedziałam, że w ten sposób raniłam własną siostrę, która kocha Boga. Nienawidziłam jej wtedy, a ona tak gorąco się za mnie modliła, abym wróciła do Pana. A ja tymczasem zajmowałam się uczeniem ludzi manipulacji słownej, kłamania i modlenia się do bożków. Byłam oczytana i wyszkolona w technikach relaksacyjnych, w prawie przyciągania w NLP – jak tego wszystkiego używać, aby być szczęśliwym. Ale tak naprawdę uczyłam innych jak powoli umierać… tak bardzo tego żałuję i modlę się do Boga za tych wszystkich ludzi, którzy pobierali ode mnie nauki, aby mi wybaczyli, że ciągnęłam ich na dno razem ze sobą. Prowadząc firmę chciałam pokazać ludziom, że to czego uczę to wszystko prawda, ze jestem bogata, że mam pieniądze, pokazywałam im setki złotych trzymane w mojej dłoni, mówiłam ile zarabiam, że ponad 4 tysiące złotych miesięcznie, że nic innego nie robię jak tylko się hipnotyzuję, stosuję prawo przyciągania, a pieniądze same do mnie płyną, a ja jestem szczęśliwa. A to wszystko było kłamstwo bo ja ponabierałam 6 cz 7 kredytów i szastałam pieniędzmi na prawo i lewo kupując sobie miłość i uznanie ludzi. I tak minęło 10 lat mojego „szczęśliwego” życia, aż zaczęłam odczuwać silny fizyczny ból w okolicy klatki piersiowej. Nie mogłam oddychać, dusiło mnie. Nie miałam apetytu, nie miałam myśli, nic nie słyszałam, odczuwałam potężny lęk i ta ciągła bezsenność. Każdego wieczoru jak kładłam się spać na ścianie w pokoju w ciemnościach widziałam święcące na zielono oczy, podobne do kocich. Na początku była jedna para oczu. Kiedy odmawiałam „modlitwy” do bożków z dnia na dzień pojawiały się kolejne pary oczu, aż była ich cała ściana. A ja czułam się coraz bardziej źle. Czułam jakiś wewnętrzny nacisk, ze coś powinnam zrobić, ale nie wiedziałam co. W pewnym momencie stałam się po prostu głupia. Okazało się potem, że moja siostra wszędzie gdzie się dało rozsypała sól egzorcyzmowaną. Dała tą sól do solniczek i ja ją jadłam. Świętą sól jadłam, a to zdenerwowało szatana. Którejś decydującej nocy nie mogłam spać. Czułam lęk, który nie pozwolił mi spać. Moja siostra też nie spała. Przyszła do mnie do pokoju i powiedziała: „Mam dla ciebie wiadomość od Jezusa. Wokół ciebie są setki demonów, które czekają na twoją duszę.” Odpowiedziałam jej, żeby mnie nie straszyła. A ona: „Ja ciebie nie straszę. Taka jest prawda. Jezus na ciebie czeka. Wyrzuć wszystko co posiadasz: talizmany, dziwne naszyjniki, pierścienie, karty tarota, książki. Wszystko co wiąże się z szatanem. Masz wolną wolę. Nie musisz tego robić i żyć dalej, ale ja chcę ratować własną rodzinę i będę musiała zerwać z tobą wszelkie kontakty”. To mi wystarczyło. Rano wstałam i poprosiłam siostrę, aby pomogła mi to wyrzucić. Ja dokładnie nie wiedziałam co jest złe, ale ona wiedziała. Miałam w domu tyle tego świństwa, że pozbyłam się tego w ciągu dwóch dni. A potem jeszcze coś odnajdywałam. Karty tarota nie chciały się palić. Książki podczas palenia wydawały przerażający świst. A niektóre nawet huk. Coś zaczęło się dziać. Stanęłam do walki o swoją duszę. Potem przyszedł czas na pierwszą od 10 lat spowiedź u egzorcysty i modlitwy uzdrawiające oraz uwalniające. Walka trwa do dzisiaj, a z dnia na dzień jestem coraz silniejsza dzięki Jezusowi. Zamknęłam swoją firmę, ale kredyty zostały i mam komorników na karku. Czasem pracuję gdzieś na czarno, ale szukam pracy, aby całą wypłatę oddawać na długi. Moja ludzka prognoza jest taka, że przez najbliższe 10 lat spłacę wszystko, jeśli oddam każdą miesięczną wypłatę. A Tobie Panie Boże mój i Zbawco dziękuję za te doświadczenia ucisku. Dzięki temu wiem jak bardzo mnie kochasz i wiem, że nie pozwolisz mi zginąć bo mam jeszcze wypełnić Twoją wolę. Dzisiaj mówię ludziom o Jezusie, pomagam, tłumaczę wszystko o co pytają. Zawsze proszę Boga, aby przed rozmową z ludźmi włożył słowa w me usta, abym mogła z miłością i na chwałę Bożą pomagać ludziom. Jestem także w trakcie pisania swojej prawdziwej książki pt. „Zostałam Żołnierzem Jezusa Chrystusa”. Moim zadaniem jest stawiać ludzi w Prawdzie i uczę się robić to z miłością. Pragnę, aby moje świadectwo było dla innych jedną z przyczyn powrotu do Pana. Chcę, aby było przestrogą przed niebezpiecznymi skutkami noszenia talizmanów, pierścieni atlantów i tym podobne, używania kart tarota i innych służących do wróżenia. Przyoblekłam się z zbroję światła i świadomie stanęłam do walki z szatanem. Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom. [Rz 13,11-14] Magda Myczko, email: MagdalenaMyczko@Adoracja Najświętszego Sakramentu jest par excellence modlitwą uzdrowienia. W niej Bóg ma wreszcie dostęp do samych korzeni naszych chorób i zniewoleń. Dzięki ciszy dusza otwiera się, przestaje się bronić i może przyjmować Lekarza, który przyszedł nie do tych, co się mają dobrze, ale do tych, którzy się źle mają. NiedzielaMetoda na głoda (Mdr 11,22-12,2; Ps 145; 2 Tes 1,11-2,2; J 3,16; Łk 19,1-10)Swoją drogą lektura ksiąg biblijnych stanowić może doskonałą metodę na radzenie sobie z życiem. Czasem przydałoby się nam dozować sobie biblijne wersety w małych dawkach – wystarczy jedno zdanie, powtarzane w sercu przez cały dzień, tydzień, rok. Werset docierający tam, gdzie coś w nas chwiejne, słabe, głodne choćby taki powszedni głód akceptacji, tego, żeby ktoś pokochał nas takimi, jacy jesteśmy, żeby zobaczył w nas wartość. Pismo mówi o Bogu: „Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił”.Może dręczy nas pragnienie tego, byśmy dostali drugą szansę, głód poczucia, że nie wszystko stracone: „Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili”.Albo doskwiera nam głód wsparcia, tego, by ktoś podtrzymał nas w zwątpieniu. Czytajmy, bo są tacy, którzy chcą nam powiedzieć: „modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn [płynący z] wiary”.A może, w końcu, budzi się w nas pragnienie, by ktoś nas uratował, wyrwał ze zła? I na to znajdziemy odpowiedź: „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.Zatrzymać się nad Biblią to pozwalać, by mówił do nas Bóg. Nie wydarzenia z naszego życia – sytuacje, którym nie sprostaliśmy; ludzie, których zawiedliśmy; stracone okazje; niewykorzystane możliwości. Nawet nie my sami (wszak nikt tak nie potrafi bluzgać na mój temat, jak ja), ale Bóg. To On chce nas uczyć, On zna prawdę o nas, On wypłacie (Rz 11,29-36; Ps 69; J 8,375-32; Łk 14,12-14)Przyznać się do tego, że liczymy na odpłatę, jakoś głupio. Czego właściwie wymaga od nas Jezus, każąc zapraszać na ucztę ułomnych, niewidomych i chromych? Mówi: „będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć”. Czyli mamy nie liczyć na ludzką odpłatę, tylko wypatrywać, kiedy odpłaci nam Bóg? Czy tu nie chodzi o to samo – i tak, i tak przecież czekamy, aby ktoś potraktował nas tak, jak się nam, za wyświadczone dobro, należy...?Jednak sprawa relacji „ja – Bóg – mój bliźni” to nie sprawa chłodnych kalkulacji, ale serca. Jeśli dziecko przybiega z dumą do rodziców, by pochwalić się im swoim dobrym uczynkiem – otrzymuje pochwałę. Ale otrzymuje również miłość – i to z tego tylko powodu, że istnieje, a nie dlatego, że ułożyło buty w równym naszego działania ma być nie to, co spodziewamy się otrzymać, ale świadomość, że pozwolono nam coś ofiarować drugim. Jeśli bowiem mam powód do radości, do wyprawienia uczty – to dlatego, że uprzednio coś od Boga otrzymałam. Jeśli możemy coś dać ludziom, to dlatego, że coś od Boga otrzymaliśmy – jakiś talent, umiejętność, zdrowie, trochę czasu. Umieć się cieszyć z tymi, którzy w konkretnej sytuacji mają mniej od nas (ta sytuacja często się odwraca, bo i my stajemy na miejscu ułomnych, niewidomych i chromych – tych, którzy nie mają) – to ważna umiejętność. To straszne, kiedy ludzie zamykają się w getcie sytych, nie potrafią się dzielić. W kontekście wiary – ta umiejętność oznacza, że i w sobie widzimy dłużnika. Jeszcze głębiej – wynagrodzonego, zanim jeszcze zdołaliśmy coś dobrego (Rz 12,5-16a; Ps 131; Łk 11,28; Łk 14,15-24)Oto minął kolejny paskudny dzień, kiedy (po pierwsze) rzeczy proste okazały się trudniejsze, niż ustawa przewiduje; (po drugie) rzeczy zwyczajne stały się nadzwyczaj skomplikowane i (po trzecie) przyplątało się do licha i trochę drobiazgów, na które nikt o zdrowych zmysłach nie czeka z utęsknieniem (prawdopodobnie każdy może wstawić tu swoją osobistą wyliczankę). W wieczory takie jak ten dociera do mnie prawda, jak niewiele znaczę, jak mało mogę, jak tzw. życie mnie tym kontekście czytanie z Listu do Rzymian pokazuje właściwą perspektywę – nie wymaga się od nas doskonałości, w znaczeniu wyrabiania 200% normy na każdym polu. Nie, mamy uprawiać co najwyżej małe poletko, dla pożytku wszystkich: „bądź dar proroctwa – [do stosowania] zgodnie z wiarą; bądź to urząd diakona – dla wykonywania czynności diakońskich; bądź urząd nauczyciela – dla wypełniania czynności nauczycielskich; bądź dar upominania – dla karcenia”. Tak, oczywiście nie jest ono wcale takie małe – a jednak, przyznajmy, jest niewielkie wobec tej idealnej przestrzeni, którą częstokroć sami sobie wyznaczamy. Bo kto by nie chciał robić tego, znać się na tym, w tamtym nie odstawać, ba, w tamtym to nawet poradzić sobie małym palcem u lewej Może. Ale dziś naprawdę mam dość własnych marzeń o doskonałości. Jaka to ulga zrozumieć, że pewne rzeczy Ty zrobisz lepiej. Jak dobrze uświadomić sobie, że nad wszystkim czuwa Bóg – w końcu to On posadził to najmniejsze z wszystkich ziarno gorczycy, które przecież ciągle rośnie. Nawet mimo mojego nikłego w tym udziału :-).ŚrodaZobacz, na co mnie stać! (Rz 13,8-10; Ps 112; 1 P 4,14; Łk 14,25-33)Czy mnie stać na chrześcijaństwo? Bo przecież, któż z nas, „chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie?”. Co, jeśli uznam, że mnie nie stać? Że miłość jest za trudna, że nie dam rady? Współczesność podsuwa tu kapitalne rozwiązanie: zawsze mogę wziąć kredyt, zaczerpnąć z Bożej miłości. Moją zdolność kredytową wyznaczają tu wiara, pragnienie Boga, pokora…Problem polega jednak najczęściej na tym, że my nic nie kalkulujemy i wcale a wcale nie jesteśmy przewidujący. Bo przecież nasz udział w niedzielnej mszy powinien Pan Bóg przyjąć z pocałowaniem ręki. A jeśli jeszcze modlimy się co dzień, czy nawet – nie daj Boże – odwiedzamy katolickie portale, to czegóż chcieć więcej?! Pewnie miejsce w niebieskim panteonie mamy zapewnione…Być może. Tyle że Jezus, który wyrzekł się ojca i matki, zdradził nadzieje swego narodu, zrezygnował z tego, co mógłby mieć, a w końcu zmarł w samotności – mieści się w innej skali, należy do zupełnie innej kategorii. Dlatego warto rozważyć – na zimno – wszystkie za i przeciw: czy mnie stać na to samo?CzwartekPoszukiwany, poszukiwana (Rz 14,7-12; Ps 27; Mt 11,28; Łk 15,1-10)„Każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu” – to szczególna teza. Bo i „każdy” (więc także ja), i „zda sprawę” (co zakłada odpowiedzialność za wszystko, co czynię), i „o sobie samym” (czyli nie o bracie i sąsiedzie), i Bogu (więc Stwórca zwraca na mnie uwagę i obdarza mnie wolnością). Może nas to cieszyć (bo w końcu sprawiedliwość dosięgnie krzywdzicieli), złościć (bo miło jest czasem żyć „po swojemu”), niepokoić (zważywszy na to, co obciąża nasze sumienie), albo pobudzać do ufności (co nam pozostaje, jak nie Boże miłosierdzie). Namysł nad tą prawdą ma doprowadzić do naszego nawrócenia. Jak mówi Jezus – „radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca”. Bóg bowiem nie oszukuje – skoro chce nas przy końcu świata przepytać z tego, jak żyliśmy – to znaczy, że tu, na ziemi, mamy szansę wybrać dobro. Bóg nie będzie przecież pytał o to, na co nie miałam wpływu – ani o czas, ani o kraj, ani o rodzinę, w której się urodziłam. Będzie pytał o to, jakich dokonałam wyborów. Ile razy mogłam rzucić kamieniem – ale nie rzuciłam. Ile razy mogłam dać coś dobrego – ale zachowałam to dla siebie. On wie, ile razy mogłam wiarę stracić, ile razy pogłębić. I na dziś najważniejsze – jestem drachmą, którą Bóg sam chce gorliwości (Ez 47, lub 1 Kor 3,9b-11;16-17; Ps 46; 2 Krl 7,16; J 2,13-22)Myślę sobie: czy Bóg by mnie wygonił? Gdyby Jezus dzisiaj odwiedził świątynię, w której się modlę, czy wygnałby mnie, tak jak kupców dwa tysiące lat temu? Albo raczej: gdyby spojrzał na mój stosunek do Kościoła, miejsce, jakie w nim zajmuję, gdyby spojrzał na to, jak rozumiem i przeżywam własną wiarę i relację z Bogiem – czy napełniłoby Go to smutkiem i gniewem?Kościół ma być dla mnie przestrzenią świętą, wiarę trzeba traktować jak najpoważniej, ponieważ dotyczy najpoważniejszych spraw – mojego istnienia, mojego być albo nie być. Postać Jezusa, który jest pełen gniewu, jest mi bliska. Nie dlatego, że pokazał „im”, gdzie jest „ich” miejsce. Dlatego że walczy o mnie, że gorliwość o Boży dom każe Mu upomnieć się o moją (Rz 16, Ps 145; 2 Kor 8,9; Łk 16,9-15 (z dnia) lub Syr 39, Ps 37 Mk 1,17; Mt 16,13-19)Zasada znana: „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie”. Prawdopodobnie jednak niewielu z nas pisane są wielkie rzeczy: zarządzanie dużym majątkiem, obracanie wielkimi sumami, władza polityczna, lśnienie w światłach rampy, bycie idolem dla wielu… Być może zresztą chodzi nie o różnicę między ubogim i skromnym a sławnym i bogatym, a raczej o to, co możemy zobaczyć oczyma wiary. W tym, co robimy rozstrzyga się przecież nie tylko nasze jutro ziemskie, ale i to niebieskie, wieczne. Jeśli opuszczę kątki przy myciu podłogi, w ziemskiej perspektywie niewiele to znaczy (i tak nikt tam nie zagląda). A w niebieskiej? Czy zwykła dokładność, rzetelność w tym, co robię, ma wieczny sens?Modne dziś hasła zarządzania czasem, samorealizacji, inwestowania i myślenia o przyszłości nie są być może takie głupie. Cała otaczająca nas materialność może przecież służyć dalekiemu celowi… Moja siostra, świeżo upieczona mężatka, ma zwyczaj wkładania pieniędzy do białych kopert, charakterystycznie opisanych: „woda” (płacona raz na trzy miesiące), „pralka” (marzenie młodej gospodyni), „wakacje” (trzeba uciułać trochę). Mówi, że to szalona satysfakcja wrzucić grosik do „pralki” zamiast kupić chipsy. Być może należałoby więc poradzić i jej, i sobie, byśmy założyły jeszcze jedną kopertę, z napisem „niebo”. Może wtedy, metodą małych kroczków, uda nam się o tym nie zapomnieć… Wskazówki, jak realizować powołanie kapłańskie, aby nie wpaść w rutynę ani się nie wypalić. Radość przynosi tylko ta praca, którą wykonujemy z miłości i solidnie. W ostatnich latach modny stał się termin: „wypalenie zawodowe”. Obecnie coraz częściej mówi się o „wypaleniu” nie tylko w odniesieniu do wykonywanej Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo - mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, ktory kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię: - o dar szczerej rozmowy, - o "przemycie oczu", abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która nie "pamięta złego" i "we wszystkim pokłada nadzieję", - o odkrycie - pośrod mnostwa rożnic - tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z Twoja radą: "zło dobrem zwyciężaj"), - o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków. Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja. Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu mojego męża (mojej żony) i moim, błogosławię Cię w naszym życiu. Święty Jozefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, ktory z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją - wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci rownież inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę - módl się za nami wszystkimi! Amen! W komentarzach można umieszczać swoje intencje. Modlitwa o przyciągnięcie klientów. Jeśli masz biznes, masz już błogosławieństwo od Boga, bo to znak, że masz szczęście, które osiągnąłeś z poświęceniem i wysiłkiem, być może miałeś problem z uruchomieniem go i będą też tacy, którzy jesteś zazdrosny o to, co masz, dlatego musisz modlić się tą modlitwą, aby Zawsze bardzo pragnęłam, aby ktoś mnie zawsze miałam w sobie wiele miłości ,ale cierpiałam, bo nie miałam kogo nią modliłam się do Boga o ten w końcu jesienią zeszłego roku stał się cud. Przy okazji udziału w pewnej akcji charytatywnej spodkałam cudownego chłopaka. Znałam go od trzech lat, ale nigdy nie mieliśmy okazji do wspólnej się, że mamy podobne zainteresowania i cele życiowe. Spodobało mi się to, że on jest bardzo blisko naszych częstych spodkań wiele razy rozmawialiśmy o naszych problemach duchowych. Miałam wrażenie, że on mnie słucha i rozumie. Przy nim poczułam się bezpieczna. Mogłam być sobą. I wszystko było pięknie, dopóki ,,akcja” się nie skończyła. Przestał się ze mną kontaktować i unikał mnie. A ja zorientowałam się, że bardzo go kocham. Potem napisał mi, że bał się, iż nasza znajomość przerodzi się w coś więcej i nie chce mnie zranić. Myślałam ,że mój świat się zawalił. Przecież wierzyłam, że sam Bóg mi go dnia przypadkiem natrafiłam w internecie na Nowennę Pompejańską. Było to dla mnie jak od Boga drugą szansę. Pomyślałam, że on wystawia moje uczucie na próbę. To już 25 dzień Nowenny. Na początku nie było trudności. Dopiero po 20 Nowennie pojawiły się wątpliwości. Nie chcę ingerować w czyjąś wolną wolę, ani ,,poganiać” Boga- myślałam, nienawidziłam siebie, ciągle płakałam… Nagle dowiedziałam się, że ten chłopak ciężko mu ciężkie powikłania. Wtedy jeszcze bardziej zrozumiałam,że go kocham i byłam gotowa oddać wszystko za to, aby nic mu się nie się Bóg obdarzył mnie spokojem. Będę czekała na to, co mi przygotuje… Przy okazji w moim życiu rozwiązało się wiele spraw. Dzięki ci, Mateńko za wszystkie cuda… StartŚwiadectwa o nowennie pompejańskiejMagda; modlitwa o miłość .